bzy

- co to ma znaczyc? dla czego nikt mi o tym wczesniej nie powiedzial?? – krzyknal doktor Spoon
- nie myslalem, ze to takie istotne.
- no to widac myslenie Ci nie wychodzi!
- ale ja tak juz od dziecka…
- dobra – chyba dosc sie juz zapetliles na dzis. moze posluzysz za przynete w dlaszej czesci opowiadania?
- byloby cudownie szefie!
- a moglbys sie przesunac troche w prawo?
nastala chwila ciszy – dalo sie czoc zapach niepewnosci nie skarzonego najdrobniejsza nawet mysla asystenta. - a teraz w lewo…
asystent przesunol sie w prawo niepewnie.
- a teraz SPIERDALAJ ASYSTENT!
- jes ser!
- ser to Ty chyba masz na skarpetkach – idz do pokoju z wentylacja, zanim wszyscy wyginiemy!
doktor Spoon dlugo myslal nad tym problemem. jego liczne medytacje nad tym zaowocowaly rakiem pluc & wyraznie zarysowujacym sie zatwardzeniem an twarzy. to byla jego zyciowa szansa – jego piec minut, aby zablysnac. doktor zwykl sterczec na sloncu calymi godzinami, aby potem fluorescecostam w ciemnosciach. w zasadzei przeszkadazalo to tylko spac, lecz on lubil pytania asystentow: “a skad sie Panu to swiecenie wzielo?”. takie zagadaywanie jest powszechnie znane pod terminem wdupowleztwa. niektorzy wchodzili tak gleboko, ze sie dusili & usychali. nie zmienialo to jednak wszystko kluczowego problemu pred jakim stanol bohater – w samym centrum uczelni rosly byz. wiedzial iz nie wolno mu teog bagatelizowac, gdyz moze sie to skonczyc tragicznie. juz wczesniej pojawialy sie meldunki o zaginionych studentach, lecz nikt nie przypuszczal, iz prawda moze byc az tak przerazajaca. doktor Spoon chwycil szybko marynarke & wybiegl z kibla. w pospiechu potracil jeszcze jakas mila starsza staruszke, ktora to momentalnei obrzygala go salatka. to bylo na poczatku korytarza. potem czekal go bieg prez plotki & w koncu dziekanat, w ktorym miala sie toczyc nastepna scena. nastepna scena miala miejsce w dziekanaicie.
- Zdzisiu - musisz cos z tym zrobic!
- ale co? s(z)czym? nie wiem o co Ci chodzi!
- boze - czy ty nigdy nie czytales ksiazki?
- kiedys babcia przeczytala mi 'Pana Tadeusza' do snu. w sumie juz invokacja stanela na wysokosci zadania, ale uparla sie ze przeczyta do konca…
- jeden z asystentow doniusl mi, iz na uczelni niepostrzeezenie wyrosly bzy!
- jak to? dlaczego nikt ich nie zauwazyl?
- wszysscy przehodzili obok, asysten ow zas chcial pojsc na skroty przez trawnik & wyrznol w jeden z nich z bani… jest w stanie krytycznym, ale sie wylize. dostarczaja mu posilki, o ktore prosil, majaczac. stracilismy juz zbyt wielu asystentow & studentow Zdzisiu! trzeba w koncu stawic czola niebezpieczenstwu!
- co proponujesz Kapralu Spoon zrobc z bzami?
- zajebac skurwysynow!
- alez to genialny plan! kiedy na niego wpadles?
- na klopie… ale to nie jest istotne. musze zebrac ludzi & sprzet! pomozesz mi?
- mnie sie nie chce. poza tym sie boje & juz obsralem sobie spodnie od zbroi!
- nosisz spodnie od zbroi?
- ostatnio jeden ze studentow powiedzial, ze ma klopoty na zajeciach w-f'u & ze go to gryzie, wiec balem sie zeby mnie tez nie pogryzlo, wiec nosze zborje po marynarka.
- a no to bardzo pieknie! ale jak bedzie z ludzmi & sprzetem?
- przydziele Ci studentow, dostaniesz tez asystentow. w odwecie bedzie PaniZDziekanatu.
- a co ze sprezetem? nie pojdziemy tam przeciez do walki z kocami!
- czego wam trzeba?
- pierwsza choragiew ktora udezy, nalezy uzbroic w pilniki do pazorow - oni nadpiluja drzewa, nim ruszy brygada ze sledziami aby dokonczyc dziela! oslaniac ich beda asystenci z cwiekowanymi ekierkami. przydaloby sie tez wsparcie artylerii - bedziemy musili pozyczyc katapulte do krow z wydzialu drobiu! swierze krowy zlowimy tuz przed bitwa, chyba ze rzeka zmarznie.
- co wtedy?
- bedziemy miec oddzial samobojczy w odwecie!
- skad wezmiecie ochotnikow?
- z kursu poprawkowego 'nielogiki dla typow'. czy im sie to podoba czy nie!
- w pozadku – zanotowalem. jescze cos?
- mozeby tak wsparcie lotnictwa?
- wykluczone – kot sasiadow ma znow okres…
- cholera! to nie moze czekac! zdajesz sobie z powagi sytuacji?
- w dziecinstwie gralem w golfa.
- wiec uda Ci sie skolowac wszystko co potrzebne do polnocy?
- pewnie! kiedy wyruszysz?
- armia zbierze sie o polnocy. zostana uzborjeni & przeszkoleni jeszcze przed wczoraj. ruszymy skoro swit. zaatakujemy od strony slonca. z pozostalych po szkoleniu zorganizuje pluton grzebieniowcow – przeczesza oni teren po boju, a ich smiercionosne grzebienie posluza za ostateczna born w natarciu na flanki przeciwnika!
- spodziewacie sie czynnego oporu?
- oczywiscie!
- wiec nie traccie czasu! & niech MOC bedzie z Wami wojownicy!
- obawiam sie, ze juz wszystko wypilismy.
- chcialem dobrze…
- wyszlo jak zwykle. wiec do zobaczenia!
potem nastaly godziny goraczkowych przygotowan. poslancy organizowali szeregi – mieli czas do polnocy. jednkak zaopatrzeniowcy mieli o wiele trudniejsze zadanie. musieli wykupic zapalki z wszsytkich okolicznych sklepow, a te zamykano juz o 2100h.

bzy widzac iz szykuje sie cos wielkiego, zaczely glosno rosnac. powiekszylo to rowniez ilosc fauny zyjacej w symbiozie z drzewami: poltora metrowe biedronki zamieszkujace korony drzewa, oraz 4 metrowe konie, skubiace ich liscie w przewach miedzy sraneim & spaniem (jakbym mogl tak zyc, tezbym sie przezocil na liscie!). obie strony gotowaly sie do bojki!

tuz po polnocy doktor Spoon rozpoczol brefing przed bitwa. jego mowa dodala odwagi & obudzila ducha walki w rycerzach.
- co Was tak malo?
- reszta spi.
- przeciez ruszamy do boju! ich chyba bog opuscil!
- juz od tygodnia sluchaja nagran Britney Spears & Enrique Iglesjasza…
- wysmienicie! wyniesc ich przed uczelnie - posluza za przynete!
slonce wstajac zza A-0 rzucilo swiatlo na korony drzew – zbudzilo biedronki, ktore natychmias spierdolily sie na dol & zaczely formowac kopiec bojowy. na choryzoncie zaczely nadbiegac konie. parskaly glosno “miauuuu”. sciany uczelni walily sie od stukotu ich kopyt, ich oczy swiecily czerwienia, mogaca oswiecic male pomieszczenie w ciemna noc, ich wyziew zas powalilby niejedenego smialka. kazdy z koni zjadl tysiac atletow & przeniuslby tysiac kotletow. choc dyszal & sapal, nie dobiegl do lini frontu – taki to ciezar! tak – ciezar krow z dzisiejszego polowu przygniutl szeregi koni. krowy przeszywaly powietrze zstawiajac za soba slad plackow zgrozy! masacra! dziesiatkowaly nacierajacego wroga. pierwsi ruszyli sudenci z pilniczkami. nad ich glowami nadal smigaly krowy, przed ich szeregi nadbiegaly restki koni, oraz przesypywaly sie kopce biedronek, pod nimi zas rosla trawa. walka byla dluga & niebywale krwawa. mimo ogromnych strat po obu stronach, niedobitki studentow zajely korzenie drzew. gdy czesc oslaniala pilnikujacych, reszta pilnikowala. gdy drzewa wyraznie juz sie slabiej trzymaly, studenci popelnili zbiorowe samobojstwo, robiac miejsce dla ostatecznego natracia. brygada sledziowcow juz nadbiegala, roznoszac zapach tak wojenny, iz przeciwnik oddawal trawniki bez walki! gdy dobiegli, poscinali drzewa & bylo wiele radosci.