CZĘŚĆ SZÓSTA: SATAN'S VISIONS

Wstawał wspaniały sierpniowy poranek kiedy Kubuś podnosił się z podłogi… Miał bardzo mroczny nastrój… Być może dla tego że przed chwilą poślizgnął się na bełcie Tygryska i wyrżnął głową o parapet co spowodowało chwilowa utratę wizji i fonii… Mieszkanie Puchatka wyglądało jak po bitwie… Stół wywalony do góry nogami. Prosiaczek w kacie w pozycji horyzontalnej, Kłapouchy przytwierdzony za ogon do zwisającego z sufitu wentylatora spokojnie puszczał pawia co parę obrotów… Tygrysek przed domem spał spokojnie w jakiś liściach, a Królik był ubrany w skórzany strój i z pejczem w zębach leżał związany w kuchence mikrofalowej… - uuuf… co tu się stało…- zajęczał Puchatek - Pamiętam tylko że Tygrysek kupił 2 litry spirytusu a Prosiaczek gasił go 5 min przed imprezą… hmm… źle się dzieje w państwie duńskim.

Kubuś wyłącznikiem zatrzymał obracający się wentylator. Kłapouchy obudził się… rozejrzał… puścił jeszcze kontrolnie bełta, po czym paroma szybkimi ruchami pozbył się ogona i z impetem przywalił w ziemię… Na swoje szczęście dokładnie pod nim spoczywały w pokoju jego pawie, więc uderzenie nie było bolesne, lecz spowodowało rozrzucenie wymiotów po całym mieszkaniu. Jeden z odłamków trafił w głowę Prosiaczka, który otworzył oczy, wstał, rozejrzał się, wykonał dziwna ewolucję przypominającą taniec godowy ptaka mokele-mbeme z Ameryki Północnej i przywalił głową w ścianę, co sprowadziło go z powrotem do pozycji leżąco-olewającej.
- “A mówili mi przyjaciele… nie mieszaj ogórków z dżemem…” westchnął Puchatek. W tym momencie drzwi się otworzyły i do domku wszedł Krzyś.
- Ojej - zawołał - A co tu się stało…?
- No więc ja i mój piesek… w dodatku podwiązka… czy mógłbyś w tej sytuacji… Puchatek zaczął niezrozumiale bełkotać…
- Znowu metyl piłeś? Zapytał z przerażeniem Krzyś.
- A właśnie, że nieee, bo sam pędziłem… Odparł z dumą Kłapouchy po czym łapy mu się rozjechały i z powrotem osunął się na ziemię.
- No ładnie… zaraz pójdę na policję i powiem jakie tu praktyki się odbywają. I pójdę też do księdza proboszcza i powiem mu… nie dokończył jednak gdyż w tym momencie z szafy wytoczyli się łowcy pip z okrzykami “PIPA! PIPA!” po czym DonVasyl™ potknął się o Prosiaczka i cała brygada z hukiem wyłożyła się na ziemię.
- Zatańcz dla nas… wysapał giermek z trudem wkładając Krzysiowi za spodenki banknot 3 złotowy własnej produkcji. Krzyś poczerwieniał i z płaczem wybiegł z domku.
- A ten czego tu znowu chciał? Zapytał wtaczając się przez drzwi Tygrysek. Wyglądał jak zarzygany chochoł. - Pomóżcie mi to zdjąć…
- Mam wielką ochotę na jajka na twardo - powiedział Prosiaczek przecierając oczy - ugotuję i wam. To mówiąc podszedł do kuchenki i wcisnął pod Królika pudełko z 12 jajami. Po chwili ogromna eksplozja rozdarła ciszę a Królik po przeleceniu paru metrów rozbił się o ścianę.
- Byłem… nie… niegrzeczny… u-ukarzcie mnie… wystękał.
- Daruj… jęknął głucho Kłapouchy - Biliśmy cię tym pejczem przez pół nocy a tobie nawet nie stanął… Powinieneś udać się do specjalisty… Takie praktyki typu sado-maso mogą się dla ciebie źle skończyć…
- Masz na myśli jakiegoś profesjonalnego sadystę? Zaciekawił się Królik.
- Mam na myśli lekarza… Doktora… Łapiducha… nazywaj to jak chcesz! wycedził przez zęby Kłapouchy.
- ENAF! - krzyknął z angielsko-wieśniackim akcentem Puchatek. - Zamiast się kłócić pomóżcie mi tu posprzątać… Rozejrzyjcie się! Bajzel jak w dupie u murzyna!
- To ostatnie to chyba nie tak… zauważył niepewnie Prosiaczek.
- Cicho. Nie widzisz że majaczy? Tygrysek spoglądał na Puchatka ze zrozumieniem.

Wszyscy ochoczo choć nie bez problemów zabrali się do sprzątania. Szło im tak zajebiscie że nim się spostrzegli to posprzątali nie tylko bród ale i także meble, sprzęt rtv i agd, a Prosiaczkowi udało się nawet zerwać parkiet…
- Mam prośbę: niech ktoś zdejmie mi ogon z wiatraka… Powiedział Kłapouchy.
- Ja! Ja! Wyskoczył Tygrysek. Rozpędził się… podskoczył… wykonał parę obrotów w powietrzu… złapał za ogon… pociągnął… i sufit runął z hukiem na naszych bohaterów.
- Lame… pokiwał głową z niedowierzaniem Puchatek.
- Słuchaj stary… to był wypadek… ja nie chciałem… z resztą i tak musiałeś wybudować sobie drugi prawda? Tłumaczył się Tygrysek.
- Lame… jęknął ponownie Puchatek.
- Bum! Bum! Szek, szek de rum! Zaczął po cichu rapować Kłapouchy.
- Niech będzie pochwalony… rozległ się nagle spokojny glos. Puchatek obejrzał się i zobaczył księdza jadącego na wielkim wozie.
- Czego? Zapytał bezpośrednio Królik.
- Widzę moje dzieci że macie jakieś problemy… Powiedział ksiądz.
- No i? Zapytał Puchatek
- Mam dla was doskonała radę… módlcie się! Bo nie znacie dnia ani godziny kiedy kara Pana może spaść na was… i za prawdę powiadam wam prędzej wy jak leżycie tu pod zgliszczami tymi w kokosy się zamienicie niźli płotka mała przepłynie pod prąd przez ucho śledziowe tak mi dopomusz Bóg.
- Ze czczym? Zdziwił się Kłapouchy, a Prosiaczek przezornie zaczął szukać swojego uzi.
- A co ty tam wieziesz ojczulku? Zapytał Puchatek
- Aa to, moje dzieci, wiozę wino mszalne dla waszego proboszcza… Za prawdę powiadam wam… wino to czyste jest od skazy niczym kupa proroka zrobiona o poranku przed domem jego, którą faryzeusz do Egiptu wieczorem wziął i zaniósł aby tam dobrą nowinę pokazać i synów Kleopatry nawracać.
- Lal! - Zawieśniaczył Puchatek.
- A poczęstujesz nas? Zapytał Tygrysek.
- Drodzy bracia i siostry za prawdę powiadam wam… szatan nie jedno imię ma i na niejedną wodzi pokusę i na niejedno wino namawiać was będzie… ale nie lękajcie się… Bóg stworzył takich jak ja abym bronił takich jak wy przed takimi jak on i pokusami jego… módlmy się… niech dane wam będzie królestwo niebieskie dostąpić i pić wódę czcigodną wypływająca spod stop Pana naszego… I pamiętajcie… każda prawa żona męża swego zostawi gdy ten na mur pić alkohol będzie…
- A ile trzeba wypić? zapytał przezornie Kłapouchy.
- Czyli nie poczęstujesz nas? upewnił się Prosiaczek
- Mówiłem mój synu… Nie waży się by wino tak czcigodne przez młotków prostawych pite było na chwałę Pana…
- Amen! Krzyknął Tygrysek wpychając od tyłu kosę księdzu pod żebro.
- Zdrada… Jęknął ksiądz osuwając się na wóz.
- No co tak stoicie pierdoły? Krzyknął Tygrysek - wskakiwać na wóz i jedziemy do mnie! Już po chwili nasi bohaterowie spokojnie jechali do domku Tygryska.
- A co z naszym czarnym przyjacielem? Zapytał przezornie Puchatek.
- Zawieziemy go do komendanta… Niech on się martwi. Stwierdził spokojnie Tygrysek. Po chwili nasi bohaterowie byli już przed posterunkiem policji.
- Szeryfie! - zawołał Tygrysek - Taki jeden to popełnił samobójstwo - rzekł spokojnie wnosząc księdza do budynku.
- Jestem kapitan Bystry Rydz. - przedstawił się policjant
- Rydz Bystry??? Zdziwił się Tygrysek
- Tak na mnie wołają. Odparł spokojnie kapitan
- “…ludzie spoza mego miasta… pewnie oni rację mają, bo ja jestem gej… i tak już zostanie…”. Zaczął po cichu rapować Kłapouchy, który wraz z resztą naszych bohaterów wtoczył się na komisariat.
- Oho! Tylko bez takich… Już jednego geja tu mam… Uśmiechnął się kapitan.
- Hmm???
- No tak… nazywa się… no… zapomniałem… jego imię kojarzy się z tymi parafianami… no… chrust… christians… chrzesci… o! wiem! Krzyś! Rzekł triumfalnie kapitan Rydz.
- PIPA! zawołali radośnie łowcy.
- Twierdzi, że ktoś pędzi nielegalnie alkohol w lesie… wiecie coś o tym? Zapytał Rydz.
- A co to jest alkohol? zapytał Puchatek.
- TO ONI! Wyskoczył nagle zza winkla Krzyś.
- Kto?? My??? Zdziwił się Kłapouchy.
- Tak. Panie władzo… to oni właśnie pędzą bimber w lesie… sam widziałem! Krzyczał Krzyś.
- Czy to prawda? zapytał groźnie kapitan Rydz.
- Kapitanie można na słowo… Zapytał tajemniczo Tygrysek.
- Słucham…
- No wiec my ten bimber pędziliśmy, ale mięliśmy się zamiar podzielić z panem kapitanem… teraz właśnie wieziemy panu beczółkę wina… bardzo dobre… z 1666 roku… - Tygrysek ślinił się, aż mu wazelina po nogach leciała.
- No to dajcie, a ja się tego smarka pozbędę - rzekł spokojnie kapitan.
- Kłapouchy, skocz po jedną beczkę. Rozkazał Tygrysek.
- Ty mały geju… donosicielu jebany… ty cioto w dupę kopana… ja ci dam… kapitan Rydz złapał Krzysia za gardło.
- Wsadź go do paki… Kibicował mu Prosiaczek..
- Wsadź MU pałkę… - roześmiał się Puchatek
- Pójdziesz siedzieć na 100 lat za donoszenie na mieszkańców lasu! Paragraf 666 kodeksu leśnego! Pienił się kapitan, a Krzysiowi oczy wylazły prawie w całości i to bynajmniej nie ze zdziwienia. Tymczasem nasza wesoła brygada dojeżdżała już spokojnie do domy Tygryska gdzie odbyć się miała kolejna tygodniowa popijawa…